Pokazywanie postów oznaczonych etykietą The Body Shop. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą The Body Shop. Pokaż wszystkie posty

Trochę lata zimą - Fuji Green Tea, The Body Shop

Trochę lata zimą - Fuji Green Tea, The Body Shop
Nie, że narzekam na zimę, o nie, nie;), ale ostatnio zrobiłam małe porządki i ustawiłam sobie do zdenkowania masło z The Body Shop o zapachu Fuji Green Tea, którego to zapach kojarzy mi się z latem. Jest lekki,  orzeźwiający, byłby fajniejszy na okres letni, ale nie chce mieć psychicznego obciążenia w postaci tego kosmetyku. Też tak macie, że jakieś kosmetyki zalegają Wam w szafce i w głowie?;) 
Ogólnie jak wiecie nie przepadam za balsamami do ciała, lubię olejki, ale w pamięci miałam moje pierwsze masło z TBS, którego tak przyjemnie mi się używał, było bardzo gęste i treściwe... i kiedyś w przypływie słabości zamówiłam bohatera dzisiejszego posta. 

Tego nie kupujcie!

Tego nie kupujcie!
Moje włosy są przetłuszczające się, muszę je myć co drugi dzień. Rzadko sięgam po szampony i odżywki przeznaczone do tego typu włosów, jednak tyle dobrego naczytałam się o odżywce z glinką do włosów przetłuszczających się, że musiałam. Dziś przed Państwem szampon i odżywka do włosów przetłuszczających się The Body Shop.

Nowości sierpnia

Nowości sierpnia
Sporo rzeczy pokazywałam na bieżąco w postach i tym sposobem widziałyście już:

Staram się również na bieżąco pokazywać rzeczy na Instagramie, więc jeżeli mnie nie śledzicie tam, to zachęcam. 


Zapraszam na resztę kosmetyków, które u mnie zagościły w poprzednim miesiącu.

Nowości majowe

Nowości majowe
Maj był wyjątkowo spokojny jak chodzi o zakupy. Końcówka promocji na kolorówkę w Rossmannie skusiła mnie tylko na 1 produkt, a pielęgnacja jakoś nie skusiła. Ostatnio przestawiłam się na inną pielęgnację, nie dałam się ponieść fali -40%.


Przejdźmy jednak do pokazania co ostatecznie mi wpadło w rączki w pięknym maju.


Jak wspomniałam końcówka promocji na oczy i usta w Rossmannie skusiła mnie na cień w kredce z Rimmela w kolorze 002 Bulletproof Beige. Chciałam wziąć jakieś dodatkowy kolor cienia z Bell, wzięłam od niechcenia Rimmela, gdyż z Bell już żaden kolor mi się nie spodobał. Uznałam, że taniej jest, abym wzięła kredkę niż dumała, bo Facet czekał w aucie pod sklepem. Z pielęgnacji skusiłam się tylko na płyn dwu fazowy z L’Oreala. Za każdy z tych produktów zapłaciłam ok. 10 zł po przecenie.


W maju byłam w Warszawie, odwiedziłam The Bdy Shop i skusiłam się na szampon i odżywkę do włosów przetłuszczających się. Pierwsze wrażenia są przeciętne, zobaczymy co będzie dalej. Za komplet zapłaciłam 29,90.


Jak Warszawa to koniecznie muszę odwiedzić Bath&Body Works. Zrobiłam zapas wtyków do kontaktu. Uwielbiam te zapachy! Była promocja 3 za 2, wzięłam 9 sztuk, cena 1 sztuki to 19,90. Na zdjęciu brakuje jednego, ale już z niego korzystam. Lenistwo wzięło górę i nie wyciągałam go z prądu.


Mój Mężczyzna był delegacji, niestety nie mógł mnie wziąć ze sobą, ale miał za zdanie zakup kosmetyków z Lush. Dostał listę obrazkową i w ten sposób trafiły do mnie dwie maseczki: Oatifix (9,25 €) i Mask of magnaminty (6,95€). Miałam również czyścik Angels On Bare Skin (8,95€), ale to nie moja zapachowa bajka i poszedł w świat.


W ramach współpracy z polską firmą Fitomed wybrałam sobie krem nr 12 do cery tłustej i trądzikowej (25 zł). Krem pachnie obłędnie, najlepszy ziołowy zapach ever! Wzięłam również maskę-peeling KK z korundem i kwasem mlekowym (27 zł). Pierwsze wrażenia bardzo na tak!


Z Hean wybrałam sobie puder brązujący i rozświetlacz. Piękny blask idealny na lato! Rozświetlacz w kolorze 205 Warm Beige ma raczej neutralny odcień (16,99) i daje raczej subtelny efekt niż taflę w stylu Mary. Puder brązujący 306 Egyptian Sunshine (14,99) bardzo przypadł mi do gustu, jest w ciepłej tonacji, nadaje się to opalania twarzy, zawiera pięknie mieniące się drobinki. O obu kosmetykach będzie jeszcze w tym miesiącu.


Wygrałam u Asi z 1001 pasji płyn micelarny i mleczko do demakijażu firmy BIO IQ. Jestem ciekawa jak sprawdzi się u mnie mleczko, wieki nie miałam, trochę się boje, że może mnie zapchać, ale zobaczymy. Micel po kilku użyciach jest okay. Każdy w tych produktów kosztuje 54 zł.

To tyle z nowości, w sobotę zapraszam na posta z ulubieńcami. Życzę Wam udanego długiego weekendu!


Szmatka muślinowa z The Body Shop

Szmatka muślinowa z The Body Shop
Z marką The Body Shop mam dość małe doświadczenie. Firma ma tylko kilka sklepów w Polsce, niestety nie ma żadnego w Poznaniu. Jednak podczas każdej swojej wizyty w Warszawie staram się wejść do ich sklepu. Podczas jeden z takich wizyt kupiłam szmatkę muślinową.


Szmatkę  uwielbiam. To ona zastępuje mi peelingi mechaniczne. Jak pewnie już wiecie jestem fanką peelingów enzymatycznych, ale czasem potrzebuję peelingu mechanicznego. I nic tak świetnie nie działa na moją skórę jak właśnie szmatka muślinowa. Raz dwa radzi sobie z suchymi skórkami na nosie. Stosuję ją razem z żelem do twarzy czy północnym mydłem z Naturia Siberica. Szmatki używam raz na tydzień, półtora. Kiedyś zrobiłam błąd i używałam jej codziennie, strasznie podrażniłam sobie wtedy twarz. Umiar to podstawa.

Wcześniej miałam jakąś zwykłą szmatkę muślinową za 3 złote z Allegro, jednak dosyć szybko się zniszczyła i straciła kształt. Ten egzemplarz posiadam od grudnia i nadal ma się bardzo dobrzeTrzyma kształt, nie jest zbyt ostra, ani zbyt delikatna. Po każdym użyciu płuczę ją we wrzątku, po drugim razie zazwyczaj leci do pralki. Nie mam nigdy problemu z jej domyciem np. z resztek od tuszu, czy od czarnego mydła. Kosztuje ok. 15 złotych.

Używacie szmatek muślinowych?

Bardzo bogaty grudzień

Bardzo bogaty grudzień
W grudniu dałam się ponieść fali. Fali sprawiania sobie małych przyjemności. Albo nawet dużych. W końcu trzeba się uszczęśliwiać!


Część rzeczy już pokazałam na blogu. Mowa o:
Rezlizacji listy życzeń - magiczne urządzenie jakim jest Darsonval oraz dwa naszyjniki. Wpadł mi jeszcze jeden w międzyczasie "łańcuch" z Kik za całe 16,99 zł.


Rezalizacja listy życzeń część 2 - paletka Naked Basic 2 marzyła mi się i udało mi się ją zakupić z 20% rabatem - 95,20 zł. Przy okazji promocji - 20% w Douglasie  kupiłam Lunę Mini (399,20 zł) i podkład Estee Lauder Double Wear Light w kolorze 0.5 (140 zł).

Teraz nowości, których jeszcze nie pokazywałam: 


Podczas Dnia Darmowej Dostawy zamówiłam dla mojego Partnera Odżywczy Szampon z Aleppo Planeta Organica. Bardzo lubi jego zapach i wrzuciłam od razu 2 butelki. Stosujemy go głównie jako mydło do rąk, na włosach Faceta się sprawdza, na moich totalnie nie. Wrzuciłam też Oczyszczający Szampon do Wszystkich Rodzajów Włosów z Marokańską Glinką - Ghasoou dla siebie. Każdy kosztował 14,50 zł.


Na początku grudnia byłam też w Warszawie. W Bath&Body Works - niestety nie było fajnego w promocji. W The Body Shop skusiłam się na szmatkę muślinową (15 zł) - mała daje czadu;)) Jak czekałam na dworcu na pociąg, to weszłam do drogerii Jasmin. Wpadły mi w oko maseczki do twarzy Bani Agafii - skusiłam się na dziegciowa maseczkę oczyszczającą oraz ekspresową maseczkę odświeżającą.  Za dwie zapłaciłam niecałe 17 zł.


Podskoczyłam również kilka razy do Rossmanna - kupiłam gąbki Calypso (3,99 zł) - są fenomenalne do zmywania maseczek. Wróciłam również do dużych wacików Babydream (5,99 zł) - uwielbiam je do zmywania makijażu! Nie mogłam również zdecydować się czy chce antyperspirant w kulce czy w sztyfcie i wrzciłam dwa (5,99) - padło na Rexonę.


Na kilku blogach czytałam o myciu pędzli na szczotce do masażu (11,99) - kupiłam i się zakochałam! Pięknie doczyszcza pędzle. Jestem również fanką noszenia stringów, w pełnych majtkach czuję się uwzięniona, ale nie znalazłam do tej pory idelnych wkładek higienicznych. Na półce wyczaiłam cudwone maleńkości z Facelle, która idealnie pasuję do tego typu bielizny! To jakie są małe pokazywałam na Instagramie. Kosztowały coś ok. 5 złotych. 


Z racji urodzin mogłam sobie wybrać żel pod prysznic z Yves Rocher i wybór padł na Kwiat Wiśni, wrzuciłam również żel o zapachu Karmelizowanej Gruszki (16,90 za 400 ml).


W międzyczasie podskoczyłam do Biedronki i wzięłam swój ulubiony płyn micelarny za 4.99. Uwielbiam i lubię mieć go pod ręką.


W tamtym miesiącu również udało mi się wygrać rozdanie niespodziankę u Kasistar - balsam do włosów odżywczo-regenerujący z Bani Agafii, lakiery do paznokci - nie moje kolory, ale Sisi na pewno się ucieszy oraz saszetka Biovaxu keratyna i jedwab. Keratyny moje włosy nie lubią, więc też poleci do Sisek.


W ramach prezentów urodzinowych dostałam pędzle Zoeva, a od Sisek słodziachne etui i masło do ciała z Green Land o boskim malinowym zapachu.

Wstąpiłam też szybko do Hebe - nabrałam ochoty na nowy lakier Essie i wybór padł na A list - piękną czerwień. Chyba już czas do niej wrócić po romansie z Bordeaux. Kupowałam bez żadnej promocji 31,99 - kocham te lakiery! Jakoś też tak sie stało, że wykończyłam zalęgające odżywki i balsamy, odkupiłam swoją póki co ulubioną maskę Kallos Color. Litrowa maska to koszt 10.99. 


Z e-naturalne.pl otrzymałam fenomenalny peeling enzymatyczny z owoców tropikalnych i hydrolat z mięty pieprzowej, o którym będzie za kilka dni na blogu.


Od Joanny dostałam zestaw maseł na suche miejsca o zapachu koksowym, pomarańczowym i oliwkowym oraz 100 ml buteleczkę z olejem migdałowym - pachnie jak likier toffi! Kosmetyki pochodzą z serii Oleje Świata - ja olejki kocham, więc z wielką przyjemnością przetestuję. Joannie również bardzo spodobało się moje zdjęcie, które pokazałam na Instagramie i umieśli je na swoim funpage.


Rzutem na taśmę skusiłam się również na eyeliner w pisaku z Sephory. Mój ulubiony z L'Oreala powoli kończy swój żywot i potrzebowałam po prostu czegoś nowego. Cena 34,40.

Mam nadzieję, że dotrawałyście do końca - było tego bardzo, ale to bardzo dużo. 


Zużyci w październiku

Zużyci w październiku
Wyjątkowo pełne pudeło i dużo opakowań!


TWARZ:

  • Ulubiona maseczka nawilżająca, Ziaja – kocham!
  • Żel do twarzy Effaclar, La Roche-Posay – zużyłam próbki, dość dobry, ale nie do codziennego użycia, bo mnie przesusza. 
  • Delikatny kremowy żel do mycia twarzy, Lovena – jakiś nettowy żel do ryjka, miał być fajny, mnie zapychał. Zużyłam jako żel pod prysznic. Ładnie pachnie.
  • Bio ochronny krem, Thalgo – każda próbka  kremu z tej firmy to dla mnie dwa użycia.
  • Krem ratunek, Phatmaceris A – spodziewałam się kremu bardzo bogatego i nawilżającego. Dla mnie przeciętniak, lecz mój Facet jest jego fanem.
  • Płyn dwufazowy, Yves Rocher – bardzo fajny produkt! Kupię ponownie
  • Łagodzący płyn micelarny, skóra sucha i wrażliwa, Be Beauty – do twarzy okay, ale zmywanie oczu odpada! Piekielnie szczypie, mimo, że ja średnio wrażliwa jestem jak chodzi o oczy. Neva eva!
  • Woda termalna, Urage – zużyłam do kawitacji, kiedyś byłam fanką, teraz jakoś nie widzę efektu wow.
CIAŁO:


  • Szampon pokrzywowy, Farmona – zużyłam, ale w połowie butelki zorientowałam się, że podrażnia mi skalp.
  • Antyperspirant, Nivea – ładnie pachnie, działa. Czegóż więcej chcieć.
PAZURKI:


  • Rozcieńczacz lakieru, Inglot - użyłam go do Essiaków i Seshe, a potem pięknie mi się wylał.
  • Utwardzacz, Poshe – świetny! Nie ściągał końcówek. Mam już duże opakowanie.
  • Zmywacz czekoladowy, Cree - utwierdziłam się w przekonaniu, że naprawdę nie jestem fanką czekoladowych kosmetyków. Facetowi zapach też przeszkadzał i żądał o nie kombinowanie ze zmywaczami. Ma być zwykły, ma walić jak zmywacz, a nie jakieś dziwadła kupuję;) dla niego zapach zmywacza, to zapach dzieciństwa i sklejania modeli samolotów. Czujecie powagę argumentu?
  • Polerka, for your Beauty – kiepskiej jakości, zużyłam po 2 miesiącach
  • Pilnik, Sally Hansen – uwielbiam te pilniczki! Ostre, ale nie za mocne, długotrwałe. Świetne!
  • Balsam 2x5 – lubię, ale teraz znalazłam końcówkę, odkryłam, że był pod kanapą :D
Co Wam się udało zużyć w tym miesiącu?
Znacie coś z moich użytków?

Masło co ciała i żel pod prysznic marakuja, The Body Shop

Masło co ciała i żel pod prysznic marakuja, The Body Shop
Rzadko się zdarza, że kupuję żel pod prysznic i masło do ciała o tym samym zapachu, ale tego kompletu absolutnie nie żałuję! 


Chyba znalazłam masło do ciała, którego używanie było czystą przyjemnością


Przede wszystkim bardzo ładnie nawilża, nawet moją suchą skórę. Jest bardzo gęste, ale bardzo dobrze się rozsmarowuje. Należy tylko pamiętać, aby nie brać do za dużo, bo wtedy będzie kłopocik, ale jak zachowamy zdrowy rozsądek i nałożymy nie za dużą ilość, to pięknie nam się wszystko wchłonie i nie będzie białych smug. Na wchłoniecie potrzebuje kilku chwil, ale nie jest to nic uciążliwego. Dodatkowo podczas wakacyjnych upałów nie było problemu z lepkością po nałożeniu tego produktu. Zapach jest kwestią indywidualną, dla mnie bardzo ładny, owocowy, nie za słodki, trochę się utrzymuje na skórze, ale nie jakoś zabójczo. Wydajność całkiem, całkiem – używałam stosunkowo często, na zmianę z oliwką, od czerwca do września mogłam się cieszyć tym kosmetykiem. Nawet mi trochę żal, że się skończył, ale nie znudziłam się tym zapachem. Bo najbardziej nienawidzę maseł do ciała, które są i są, i nie chcą się kończyć;)

Cena to 69 złotych, dużo, ale udało mi się go kupić za 39 zł.

Skład:



Żel pod prysznic… cóż mogę o nim napisać...



Myje, jest wydajny, skóra ładnie pachnie po nim, utrzymuje się zapach na skórze, nie zauważyłam wysuszenie, ale żeby nie wyobrażać sobie życia bez niego? Chyba aż tak nie przywiązuję uwagi do żelu. 



Skuszę się pewnie na jakiś inny jeszcze, ale o kremowej formule i o ile będzie w promocji, bo cena 12,50 jest okay, ale pełnej ceny 25 złotych nie zapłacę. Wydajność jest bardzo w porządku.

Skład:



Na masło na pewno się skuszę ponownie, tylko w innej wersji zapachowej.


Lubicie masła i żele z The Body Shop?

Zużyci we wrześniu

Zużyci we wrześniu
Tradycyjnie przychodzę z kosmetykimi, które udało mi się wkończyć w poprzednim miesiącu. Wśród nich znalało się kilka, które wykończyłam ze smutkiem, a musicie wiedzieć, że uwielbiam jak się kończą produkty, bo wtedy bez wyrzutów sumienia mogę kupić nowe. 


Zaczynamy od sekcji włosowej:

  • Szampon normalizujący, Joanna – bardzo dobry szampon, minimalnie przedłuża świeżość włosów.
  • Szampon nawilżająco-regenerujący, Joanna – jeden z moich ulubionych szamponów. Ładnie pachnie, nie przeciąża włosów, wydajny.
  • Maska dodająca gęstości włosów, Yves Rocher – bardzo przeciętna maska, ładnie pachnie, trochę wygładza, ale nic poza tym. Za kilka dni będzie o niej na blogu.


  • Oliwka do ciała, Babydream fur Mama – kocham, za działanie, za zapach. Za kilka dni będą peany o niej.
  • Masło do ciała marakuja, The Body Shop – cudowne masło. Gęste, nawilżające, ale dobrze się wchłania. Bardzo żałuję, że mi się skończyło. Za kilka dni napiszę o nim więcej.

  • Krem do stóp z mocznikiem, Fuss Wohl – bardzo przyjemny krem. Ładnie nawilża stopy.
  • Płyn do higieny intymnej, Facelle - delikatny, w miarę wydajny, lubię i powracać będę, choć jednak wolałam wesję z pompką.


  • Oczyszczający dermo-peeling Puri-Sebopeel, Pharmaceris – przeciętniak! Coś tam peelingował, ale żaby był dobry, to za mało dla mnie.
  • Korektor Mineral Therapy Concealer, 20578, Oriflame – w sumie lubiłam go, ładny kolor, lekkie krycie, dobrze się trzymał.
  • Bibułki matujące, Wibo – ulubione. Tanie, dobre, czegóż mogę chcieć więcej od bibułek;)
Także ten tego, witaj październiku!


Ulubione kosmetyki w lipcu

Ulubione kosmetyki w lipcu
W tym miesiącu wiele kosmetyków wzbudziło moje uznanie!


Opaliłam się trochę na ryjku (no dobra, ogólnie przód mam opalony, tył ciała to córka młynarza, ale na leżaku nie mam jak leżeć na brzuszku;)) i wykorzystuję próbki podkładu Estee Lauder Double Wear Light. Jestem zachwycona jego działaniem podczas upałów! Cały dzień trzyma się dobrze na mojej buzi! Nie jest to cały czas mat, ale nie świecę się jak psu wiadomo co. Myślę poważnie nad całym opakowaniem, ale nie wiem czy kolor 02 jest najlepszy. W domu nie wygląda najlepiej, ale w świetle pracowego kibelka wygląda dobrze;) 01 niby jest jaśniejszy, ale dla mnie za różowy albo za jasny na teraz.

Zakochałam się też w różu z NYX Toupe. Paskudnik jest niewdzięczny do fotografowania. Ale daje piękny efekt  cienia na twarzy! Jest twardy, ale z odpowiednim pędzlem praca z nim idzie gładko.

Na pazurkach gościł Essie Sand Tropez. Uwielbiam ten lakier, czasem jak rano maluję pazurki, to raz dwa, 10 minut i po sprawie, mogę śmigać do pracy. Pasuje do wszystkiego i wszędzie. W ulubieńcach miesiąca jest już chyba 3 raz…;) tylko widzę, że mam pół buteleczki i zaczyna mi trochę się ciągnąć. Już drugi lakier z tej firmy mi tak robi..

Tusz z  MAC Extreme Dimension powoli się kończy i  wracam do Pump up z Lovely. Kocham go. Piękny efekt,  szybkie malowanie, super szczotka, rewelacyjna cena. Chyba znalazłam swój numer jeden wśród tuszy.


Zakochałam się też w mydle w piance z Bath and Body Works Pink Chifon. Pięknie pachnie, nie wysusza dłoni, zapach utrzymuje się po umyciu. Cudo. Na pewno kupię jeszcze nie raz. Nawet mojemu mężczyźnie się spodobało, bo takie fajne, piankowe. Muszę go oddelegować do sklepu jak teraz będzie w Warszawie;)

Co Wam w lipcu przypadło do gustu?


Ulubione kosmetyki w czerwcu

Ulubione kosmetyki w czerwcu
W czerwcu moimi ulubieńcami były dwie nowości – masło do ciała marakują z The Body Shop oraz cukrowy peeling z Organique Jabłko i Rabarbar.



Cukrowy peeling już miałam kiedyś, tutaj opisywałam ten o zapachu orchidei i curacao.  Jak chodzi o właściwości nic się nie zmieniło.



Zmienił się zapach jest piękny – kwaśny, dość mocny, intrygujący. Utrzymuję się do kolejnego poranka. Skóra po nim jest miękka, nawilżona. Kocham.




Masło jest idealnie gęste, ale nie zostawia mega tłustej warstwy. Pięknie otula ciała, jeszcze piękniej pachnie, nie lepi się, dość szybko się wchłania. 




Nawilża moje wiecznie wysuszone ciało nawet na 2 dni, a to narawdę dużo.  Kiedyś sobie sprawię jeszcze jakiś zapach, bo póki co jestem bardzo zadowolona, ale na głębszą recenzję przyjdzie pora.



Co Was zauroczyło w czerwcu?

Zakupy warszawskie

Zakupy warszawskie
W Warszawie postąpiłam bardzo rozsądnie – kupiłam tylko to co było w promocji;) no i ograniczony czas też swoje zrobił.

Na co się skusiłam:

The Body Shop


  • Masło do ciała marakuja – jedyny, który bardziej mnie zainteresował. Myślałam o migdale, ale uznałam, że może być zbyt męczący. Użyłam kilka razy i jestem bardzo na tak. Cena 39 zł, normalna 69.
  • Żel pod prysznic marakuja– jestem ciekawa ich fenomenu, póki co użyłam jako umilacza do kąpieli w hotelu. Cena 12.50 zł, normalna 25.
  • Grzebień bambusowy – zobaczymy jak się spisze na moich kudełkach. Cena 20 zł. 
Wąchałam kilka zapachów, które mi podałyście, ale żaden nie wpadł mi na tyle, aby zapłacić za niego pełną cenę;) No i nie było produktów do włosów z glinką.

Bath and Body Works:





  • Mydło w piance – Pink Chiffon – jestem ciekawa jak się spiszą u mnie! Cena 14.50, normalna 29.90 zł. 
  • Odświeżacz powietrza – Winter fig – planowałam jakiś ładny owocowy zapach, ale chciałam jakiś z pro;) cena 9.50, normalna 19.90. Od razu wzięłam teź wtyk do prądu za 25 zł w kolorze białym. I minus, który znlazł mój fecet to brak regulacji mocy zapachu... Sam zapach jest - specyficzny, taki lekko wytrawny, przyprawowy, nie mam pojęcia jak pachnią figi. Facetowi się z czymś kojarzy, ale nie wiem czy to dobrze;)
Chciałam świece, ale nie było żadnych ciekawych w promocji. Żele i masła mnie nie kusiły, bo wolałam te z The Body Shop. Choć teraz myślę, czy faceta nie poprosić o zakup jakiś konkretnych zapachów;)

W Phenome zobaczyłam peeling cukrowy - całkiem fajnie pachnie, jak będzie interesująca promocja, to pewnie się skuszę. Wzięłam też próbkę maski oczyszczającej do włosów.

Dla Was zakupiłam małe co nie co, za kilka dni pokażę i spodziewajcie się kolejnego rozdania!