Wiem, że dla wielu z
Was zalotka to narzędzie tortur, można
sobie nią wydłubać oko i ogólnie zło. Dla mnie to sposób na podkreślenie
rzęs, otwarcie oka, dodanie +100 punktów do ich naturalnego wyglądu. Używam jej
dzień w dzień.
Zalotkę kocham ja:
posiadaczka średnio długich i cienkich rzęs i moja Siostra: krótkorzęsiasta z
prostymi włoskami. U niej zalotka powoduje, że widać rzęsy. 
Przez wiele lat
używałam zwykłej zalotki z Pepco za 5 zł,
ale mi się popsuła i nastały poszukiwania kolejnej idealnej zalotki. Do tej pory przetestowałam: 
 
WCZEŚNIEJSZE
ZALOTKI
- zalotka Inglot -  bardzo średnia, ciężko chodziła, ciągnęła mi
rzęsy, wyrzuciłam ją
 
- mini zalotka Inglot - jest lepsza od tej
dużej, ładnie podkręca, ale trzeba się namachać; puściłam ją dalej w świat
 
- zalotka Shu Uemura - puściłam ją w świat, bo
nie zatrybiło
 
- mini zalotka z MAC - kocham!
 
Mini zalotki z Inglota
i MAC porównałam w tym wpisie i
wygrywa ta z MAC. Znalazła się też w moim TOP 5 produktów do makijażu.  I ciężko było mi ją zdradzić, ale zużyły mi się gumki, a w
sklepie nie ma takich małych i uznałam,
że gotowa zmierzyć się z legendą. Jak wypadły testy? 
MINI
ZALOTKA SHU UEMURA - pierwsze wrażenie
Powiem szczerze, że
mam mocno mieszane uczucia. Zalotka
jakoś dziwnie leży w dłoni i  chodzi dość
tępo, ciężko. Podkręcenie nią rzęs nie jest chwilą moment. Teraz jak zabrałam
wprawy idzie mi lepiej, efekt mi się podoba, ale nadal mam problem z
podkręceniem tych na samym końcu.
Jeszcze trochę jej
poużywam, ale najprawdopodobniej puszczę ją w świat, to mini zalotka z MAC daje
przepiękny i szybki efekt. Kocham ją ♥ i ostatecznie dokupiłam do niej gumki za 2 zł w Rossmannie i je sobie przycięłam. 
Jeżeli się zmieni moja
opinia o mini zalotce Shu Uemura to uaktualnię wpis. 
Używasz
zalotki czy to dla Ciebie narzędzie tortur?